niedziela, 12 kwietnia 2015

Rozdział I - "Niesamowite zdarzenie"

"NIESAMOWITE ZDARZENIE"

Wokoło panował mrok. Jedynym źródłem światła był księżyc, który rzucał tajemnicze cienie na ubitą ziemię pod moimi stopami. Stałam na środku pustkowia, gdzie zewsząd otaczały mnie kamienne posągi. Niektóre z nich przypominały posturą kobiety, inne natomiast dobrze zbudowanych mężczyzn. Każdy z nich stał na osobnym podwyższeniu. Przez co osoba znajdująca się w środku kręgu, czuła się otoczona kamiennymi olbrzymami. Wszystkie postacie miały wysokość co najmniej 8 metrów, mój umysł zarejestrował, że jest ich 18. – Tyle, ile dzisiaj kończę lat – przeszła mi przez głowę myśl, a po moich plecach mimowolnie przebiegł zimny dreszcz, paraliżując strachem moje członki. Nagle usłyszałam cichy szelest dochodzący zza moich pleców. Błyskawicznie odwróciłam się w tamtą stronę i jednym ruchem wyszarpnęłam z pochwy wysadzany kamieniami nóż. W świetle pełni błysnęły drogocenne klejnoty umieszczone na rękojeści.  Najbardziej w oczy rzucił mi się rubin, umieszczony na samym szczycie. Tuż pod nim znajdował się błyszczący na niebiesko szafir, a za nim szmaragd i diament. Spojrzałam szybko w stronę, z której wcześniej dochodził tajemniczy dźwięk. Wytężyłam wzrok, ale nic nie mogłam dostrzec. Mijały sekundy, które dłużyły się niemiłosiernie i wydawały się godzinami. Spojrzałam na księżyc, jego widok jakby nagle dodał mi energii. Już chciałam postawić pierwszy krok w stronę czegoś, co jak przypuszczam chciało zajść mnie od tyłu. Gdy nagle usłyszałam kolejny dźwięk dobiegający z  prawego boku.  Odwróciłam głowę w tamtą stronę, szybko przejechałam oczami po kamiennych twarzach posągów. Mój wzrok natychmiast zatrzymał się na cieniu, znajdującym się za sylwetką kobiety. Zacisnęłam mocniej rękę na sztylecie i powolnymi  krokami ruszyłam w stronę tajemniczej osoby.
- Widzę, że mnie spostrzegłaś – odparł mrożący krew w żyłach głos z z ciemności . Brzmiał nadzwyczaj spokojnie, dlatego jeszcze mocniej zacisnęłam rękę na swojej jedynej broni – Nie wysilaj się Amy, nie pokonasz mnie ! – dodał groźniej, a mnie przeszedł dreszcz – Twoim jedynym ratunkiem jest przyłączenie się do mnie, inaczej zginiesz ! I to z mojej ręki ! – Wrzasnął, a mnie zalała fala gniewu, poprzedzająca przypływ adrenaliny w moich żyłach
- Pokarz się – Syknęłam – Jeżeli masz odwagę – Dodałam, a po drugiej stronie rozległ się przerażający śmiech
- Mówiłem Ci, że nie masz ze mną szans – dodał z większą powagą. Już chciałam wybiec mu naprzeciw i rozpocząć walkę, ale nagle coś chwyciło mnie za ramiona od tyłu. Zimne dłonie zacisnęły się na moich nadgarstkach tak mocno , że mimowolnie wypuściłam z ręki sztylet, który głucho spadł na ubitą ziemię.
- Co z nią zrobić ? – zapytał ostro głos zza moich pleców
- Połóż ją w środku kręgu – odparła postać z cienia. – I co Amy ? Nadal sądzisz, że ktoś Cię uratuję ? – zapytał nie dając mi nawet szansy odpowiedzieć. – Albo przyłączysz się do mnie, albo zaraz, w dniu Twoich urodzin odbiorę Ci całą Twoją moc, a później Cię zabije.  Wtedy dopełniłaby się przepowiednia, ale uwierz, mi nie zależy na jej spełnieniu, potrzebuje tylko Twojej magii. – odparł – Pomożesz mi ? – wysyczał
- Nie ! Nigdy ! Wolę umrzeć ! – wykrzyknęłam, jego oczy zabłysnęły niebezpiecznym blaskiem. Zaczął zbliżać się do mnie powoli. Jego sylwetka pomału rosła w moich oczach na tle księżycowej poświaty.  Po chwili stanął przede mną. Miał na sobie czarną pelerynę, a jego twarz była głęboko schowana w kapturze. Tak, że były widoczne tylko żarzące się w cieniu oczy koloru czerwonego – Seol - Stwierdziłam w myślach. Zamiast lęku odczuwałam silny gniew co zdziwiło mnie,  biorąc pod uwagę sytuację w jakiej się właśnie znajdowałam.
- Jak chcesz – warknął i skierował się w miejsce gdzie wypadł mi z ręki sztylet, spróbowałam się podnieść, ale w tym samym momencie silniejsza moc przycisnęła mnie mocno do ubitej ziemi. Poczułam, że kręci mi się w głowie. Spojrzałam niechętnie w stronę postaci zbliżającej się do mnie szybkim tempem, jej głowa była schowana w kapturze i praktycznie nie mogłam dostrzec twarzy. Ale i tak wiedziałam do kogo należy. Zamknęłam na chwilę oczy, próbując zebrać całą swoją energię – Otwórz oczy. – rozkazał – Chcę żebyś widziała jak zabijam Twoją moc – dodał i wykrzywił twarz w ohydnym grymasie, który chyba miał imitować uśmiech sadysty. Przyłożył nóż do mojego lewego nadgarstka i rozciął skórę, odczułam lekkie pieczenie. Nie wiem czemu byłam całkowicie obojętna, temu co właśnie rozgrywało się z moją rolą. Miałam poczucie, że to nie prawda, że ktoś zaraz przybędzie mnie uratować. Seol przyłożył dłoń do mojego nadgarstka i zaczął mruczeć pod nosem magiczne formuły. Nagle rana się zasklepiła i pozostała po niej tylko różowa blizna.  Ze zmarszczką między brwiami wziął sztylet i przeciął moją skórę jeszcze raz. Z tą raną stało się dokładnie to samo. Seol jeszcze raz wziął sztylet i przeciął moją rękę, aż do kości. Wrzasnęłam z bólu, a moim ciałem wstrząsnęła fala bólu, kiedy poczułam wypływającą z niego magię. Usłyszałam, krzyk dochodzący do mnie jakby z daleka, dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że ten głos należy do mnie.
- Amy ! Amy ?! – Słyszałam przerażone głosy, wiedziałam, że znam ich właścicieli, ale nie mogłam sobie przypomnieć do kogo należały. Nagle coś silnie potrząsnęło moim ramieniem, obrazy przed moimi oczami zaczęły się rozmywać. 
- I tak Cię dopadnę – zaśmiał się okrutnie głos z oddalającej się ciemności. Z wrażenia uświadomiłam sobie, że mocno zaciskam powieki, dlatego postarałam się rozluźnić. Pomału otworzyłam oczy i zobaczyłam nad sobą rozmyte kontury paru osób.
- Amy ? – Zapytał wystraszony głos, podniosłam się do pozycji siedzącej i rozejrzałam się dookoła. Byłam w kompletnym szoku i spoglądałam pustymi oczyma przed siebie.
-Wszystko dobrze…- Odparł damski głos i poczułam czyjąś dłoń na swojej głowie, dopiero po chwili rozpoznałam w tej osobie swoją przyjaciółkę
- Co..ja tu… robię ? – wybełkotałam całkowicie skołowana – Jestem w niebie ? Zabił mnie ? – spytałam bezbarwnym głosem
- To był tylko sen – odparł męski głos. A ja zacisnęłam mocniej powieki, kiedy otworzyłam ponownie oczy, zaczęłam znowu wracać do rzeczywistości. Nade mną pochylała się trójka moich przyjaciół. Leżałam na stercie siana przykryta dziurawym kocem. Nad moją głową znajdował się drewniany dach, przez którego liczne dziury do stodoły wpadały strumienie światła. Dan skrzywił się na widok mojej twarzy – Znowu miałaś koszmary – nie było to pytanie tylko raczej stwierdzenie
- Tak, tylko, że to nawet nie są koszmary, tylko jeden koszmar. Śni mi się od paru miesięcy – powiedziałam
- Amy, to jest bardzo dziwne…- zaczęła cicho Alex – Może spróbujesz  nam go w końcu streścić, a my postaramy Ci się jakoś pomóc – skończyła, prosili mnie o to od dawna ale ja zawsze upierałam się, że to nic takiego
- Dobrze – odparłam, sama chyba jeszcze trochę niedecydowana. Biłam się z myślami, aż w końcu doszłam do wniosku, że są moimi przyjaciółmi i powinni znać prawdę, szybko opowiedziałam im całość – Najgorsze jest, że w tym śnie wszystko rozumiem, wiem co tam robię. Rozumiem to co mówi ten Seol. Kiedy się natomiast budzę mam w głowie pustkę, pamiętam tylko fakty, ale nigdy nie mogę sobie przypomnieć jaki był tego wszystkiego sens – podsumowałam
-  Nie wiem co z tym zrobimy… – Odparła zatroskana Juliet, podpierając twarz na dłoni. Wszyscy mieliśmy po 16 lat, ale to ja i ona wyglądałyśmy na najstarsze z naszego grona. Juliet była wysoką blondynką o ślicznych niebieskich oczach, miała dość specyficzną naturę. Nie lubiła obcych i czuła się w ich gronie niepewnie, oby dwie byłyśmy dość szczupłe. Przynajmniej tak wolałam nazywać w myślach nasze niedożywienie. Ja byłam jej całkowitym przeciwieństwem, byłam niższa, moje oczy miały kolor świeżo skoszonej zielonej trawy, twarz okalały rude loki, sięgające bioder. Lubiłam obracać się między ludźmi i nigdy nie miałam problemu w nawiązaniu kontaktu z nieznajomymi. Kiedyś bardzo lubiłam imprezować. Jednak odkąd wybuchła wojna, zabierając ze sobą wszystkich moich bliskich, trochę się zmieniłam. Wojna trwała już 4 lata, niszcząc wszystko i wszystkich co tylko napotka na swojej drodze. Cała nasza czwórka była sierotami, jednak znaliśmy się jeszcze ze szkoły. Zawsze to właśnie z nimi spędzałam najwięcej czasu.
- Amy,  słyszałam, że takie sny mogą brać się z lęku przed czymś i powinno się je zwalczać od przyczyny – Stwierdziła Alex z miną eksperta, na której widok mimowolnie się uśmiechnęłam, zapominając o powadze sytuacji.
- Może i masz racje, ale co ja mam zrobić, jak nie znam przyczyny ? – zapytałam po chwili zastanowienia. Tak w zasadzie jej teoria była dość ciekawa i mogła okazać się prawdziwa, ale ja sama nie znałam przyczyny.
- Będziemy musieli ją w takim razie poznać…- stwierdził Dan, a nasza czwórka pogrążyła się w rozmyślaniach. Naszą chwilę ciszy przerwały salwy wystrzałów z karabinów. Odniosłam wrażenie, że były jeszcze daleko. Ale należy dmuchać na zimne.
- Chodźmy stąd – szepnęłam i zaczęłam w lekkim pośpiechu pakować nasze rzeczy do plecaka. Zauważyłam, że moi przyjaciele zajęli się podobnymi czynnościami. Dan rozsypywał świeży popiół po naszym wczorajszym ognisku. Juliet zbierała resztki jedzenia, a Alex rozrzucała siano, aby nie było zbytnio ubite, ponieważ, jak się kiedyś przekonaliśmy, nawet taki szczegół może zwrócić czyjąś uwagę. Tym samym wpędzając nas w kłopoty. Od paru lat ciągle się przenosimy więc nie jest to dla nas nowością. Na początku kiedy ktoś zaczął nas szukać , wpadałam w panikę nie wiedząc co mam robić, teraz natomiast podchodziłam do tego z zimną krwią. Zaczynam pomału odnosić wrażenie, że wszelkie moje uczucia zostały wybite wraz z początkiem wojny. Kiedyś potrafiłam kochać, byłam bardzo uczuciowa i bardzo wrażliwa na wszelkie zachowania ludzi w moim otoczeniu. Odkąd straciłam całą rodzinę nic nie potrafiło mnie wzruszyć, moje serce było jak kamień.  Moje rozmyślania przerwały kolejne salwy wystrzałów, znajdujące się tym razem coraz bliżej naszej kryjówki, dlatego przyśpieszyłam tempo wykonywanych czynności. Na sam koniec chwyciłam do ręki łuk i wybiegłam przed stodołę kryjąc się za zgliszczami domu stojącego obok. Dostrzegłam parę sylwetek mężczyzn wynurzających się zza pagórka. Byli około 2 kilometry od nas. – Oby to wystarczyło – pomyślałam sobie, ale zaraz przystąpiłam do działania i pobiegłam ostrzec przyjaciół. Zdążyłam tylko otworzyć drzwi, gdy ziemią wstrząsnął potężny wybuch.
-Na ziemię ! – krzyknęłam i sama padłam chowając głowę między rękami. Poczułam pieczenie w lewym ramieniu i to wystarczyło abym otrzeźwiała. Szybko podniosłam się w kucki i przetarłam oczy dłońmi. Kiedy je otworzyłam zobaczyłam, że stodoła jest w okropnym stanie i wygląda jakby zaraz miała się zawalić. Spojrzałam do góry i dostrzegłam, że cały strop ugina się niebezpiecznie, a na górze szaleje ogień, będący następstwem wybuchu bomby. Odszukałam wzrokiem swoich przyjaciół i po chwili doszłam do wniosku, że na szczęście nic im się nie stało. – Idziemy, szybko ! – krzyknęłam głosem nie znoszącym sprzeciwu i sama udałam się w stronę zniszczonego wyjścia. Po chwili dołączyła do mnie reszta mojej kompanii.
- Żyjecie ? – spytałam z lekkim uśmiechem kierując się w stronę lasu. Znajdującego się praktycznie na wyciągnięcie ręki
- Jak widać tak – odparł Dan
- Co robimy ? – spytała Alex
- Idziemy do lasu, tam będziemy mieli szanse się uratować –odparłam i przyśpieszyłam do truchtu. Kiedy byliśmy na skraju lasu odwróciłam się i jeszcze raz zatrzymałam wzrok na naszej stodole. To była kryjówka, w której mieszkaliśmy najdłużej.  Szacowałam, że spędziliśmy tam ponad miesiąc. Szkoda, że te chwile się skończyły, coś czuje, że teraz znowu nadejdzie era ukrywania się w koronach drzew w lesie. Na samą tą myśl skrzywiłam się mimowolnie i ruszyłam znowu, tym razem w trochę gorszym nastroju. Przez moment przedzierałam się przez gąszcz roślinności bez słowa. Jednak, chwila milczenia została znowu przerwana.
- Krwawisz… - szepnęła Juliet, a ja odwróciłam się w jej stronę z troską na twarzy
- Kto jest ranny ? – spytałam i zdjęłam  plecak z ramienia w poszukiwaniu spirytusu i bandażów
- Ty – odparła i pociągnęła mnie do siebie, nakazując gestem abym usiadła
- Naprawdę ? – Zapytałam zdziwiona – Nic nie poczułam – Odparłam z uśmiechem i siadłam na chwilę na pieńku, aby Juliet mogła opatrzyć moje zranienie. Zsunęłam z lewego ramienia bluzkę, aby ułatwić jej dostęp.
- Uuuu… Wygląda to ohydnie – szepnęła Alex, patrząc na moje ramię
- Zaraz trochę poszczypie – powiedziała Juliet i nalała spirytusu na wacik. Mijały sekundy, a nie nadchodził żaden ból ze strony zranionego ramienia. Zauważyłam, że moi przyjaciele wpatrują się tępo w moją rękę.
- Co się stało ? – spytałam zirytowana, bo doszłam do wniosku, że w taki właśnie sposób tracimy cenny czas
- Ona…Tam…była…- wybełkotała Alex w końcu
- Co tam było ?! – wrzasnęłam poirytowana
- Twoja ręka… Rana się zabliźniła – odparła zszokowana Juliet
- Żartujesz… ? – spytałam mocno zdziwiona, przypominając sobie sytuację z mojego snu. Było dokładnie tak samo. W przypływie ciekawości wzięłam strzałę i przyłożyłam ją do lewego nadgarstka rozcinając skórę.
- Co ty robisz ? Chcesz sobie żyły podciąć ? – krzyknęła Alex, która najszybciej z moich przyjaciół wytrzeźwiała. Spoglądałam na ranę i nagle zauważyłam, że sama zaczyna się goić, po około 10 sekundach na moim nadgarstku pozostała tylko różowa blizna.
- Co ty brałaś ? – szepnęła Juliet całkowicie skołowana
- Nie wiem co się dzieje – szepnęłam, ale niestety nasze rozmowy przerwało ujadanie psów dobiegające z niedaleka – Szybko – syknęłam i rzuciłam się biegiem przez las. Moją twarz smagały ostre gałęzie drzew, biegłam ile sił w nogach, co jakiś czas potykałam się o jakąś przeszkodę, której nie zdążyłam dostrzec. W mojej głowie kotłowało się mnóstwo myśli. Byłam jednocześnie szczęśliwa ze swojej nadprzyrodzonej zdolności. Z drugiej strony bałam się swojego snu. – jeżeli to jest proroctwo ? – przeszła mi przez głowę myśl, ale szybko ją od siebie odrzuciłam, skupiając znowu całą uwagę na biegu.
- Wejdźmy na drzewa – zaproponował Dan zrównując swoje tempo z moim. Szybko przeanalizowałam ten pomysł i doszłam do wniosku, że to może być nasza jedyna droga ucieczki.
- Świetny pomysł – odparłam urywanym oddechem – Rozproszyć się na drzewa – dodałam głośniej, aby dziewczyny mogły mnie usłyszeć.  Sama odszukałam wzrokiem wysoki i pofałdowany od starości dąb i zaczęłam wspinać się na niego. Kiedy byłam już w koronie drzewa, znalazłam mały zakamarek między dwoma gałęziami. Postarałam się tam wcisnąć i szybko zasłoniłam się liśćmi. Spojrzałam w dół, odetchnęłam na widok pustego poszycia lasu,  zaczęłam przeczesywać wzrokiem korony pobliskich drzew. Na jednym z nich dostrzegłam Alex. Przycupnęła na nim między gałęziami. Śmiać mi się zachciało ponieważ w swoich potarganych od podmuchów wiatru czarnych włosach miała gdzieniegdzie powtykane krótkie gałązki z drzew. W tej pozie przypominała mi tarzana z książek, które czytałam będąc jeszcze małym dzieckiem. Dopiero teraz zaczęły do mnie dochodzić dźwięki pogoni, która nas ścigała. Najpierw do moich uszu doszło ujadanie psów, kolejne były salwy wystrzałów poprzedzające wychodzących z gęstwiny umundurowanych żołnierzy.  Widziałam, jak rozbiegają się między drzewami. Nagle tuż pod moim drzewem psy przystanęły i zaczęły zaciekle węszyć. Zauważyłam, że część mundurowych pobiegła dalej, natomiast dziesięciu zostało z psami. Schowałam się za pniem i zasłoniłam się, aby nie było mnie widać. Spojrzałam ostrożnie zza drzewa i ujrzałam, ze psy nadal stoją w miejscu, a żołnierze rozglądają się zdziwieni.
…Jakby rozpłynęli się w powietrzu – dotarł do mnie strzępek rozmowy, mimowolnie się uśmiechnęłam, uświadamiając sobie jak blisko prawdy był mówiący to mężczyzna. Odważniej wychyliłam głowę i zaczęłam im się dokładniej przyglądać, większość z nich była w średnim wieku, natomiast jeden wyglądał na dużo młodszego. Patrząc z góry dawałam mu góra 20 lat. Zauważyłam, że spod czapki wystają mu blond włosy. Oparłam dłoń na ręcę i zaczęłam mu się przyglądać z niewiadomych powodów. Nagle właśnie ten żołnierz podniósł głowę i dostrzegł mnie. Nasze oczy spotkały się, zobaczyłam na jego twarzy odbicie zdziwienia, po czym uświadomiłam sobie, co właśnie się stało. Szybko schowałam się za pniem, tak, że mogłam oglądać sytuację. Młody żołnierz jeszcze raz natrafił na moje spojrzenie i uśmiechnął się. Byłam w kompletnym szoku.
- Widzę ich ! – krzyknął, a mnie przebiegł dreszcz przerażenia, ponieważ uświadomiłam sobie, że nasze życie jest w rękach tego chłopaka – Tam są ! – dodał głośno wskazując kierunek swoją ręką.  Wszyscy umundurowani rzucili się w tamtą stronę razem z psami, natomiast chłopak został na dole, próbując mnie odszukać wzrokiem wśród korony drzewa. Uświadomiłam sobie, że właśnie ten młody mężczyzna uratował nam życie. Patrzałam, jak stoi pod drzewem czekając na nie wiadomo co. Niby instynktownie zaczęłam zsuwać się z drzewa. Po chwili miękko wylądowałam na ziemi tuż obok niego.
 - Dziękuję… - szepnęłam cicho i spuściłam głowę ponieważ okazał się zniewalająco piękny. Miał średniej długości blond włosy, granatowo-czarne oczy, a wszystkiego dopełniała przepięknie rzeźbiona sylwetka, z uwydatnionymi wieloma mięśniami. Szerokie ramiona opinała czarna bluzka z krótkim rękawem, kontrastująca z niebezpiecznym karabinem odbijającym od siebie promienie słoneczne.
- Nie ma za co – powiedział i przybliżył się do mnie o krok, na co ja instynktownie odskoczyłam podnosząc w głowę. Musiał zobaczyć w moich oczach odbicie przerażenia – Przepraszam, nie skrzywdzę Cię, obiecuję – dodał cicho, tym razem ja zrobiłam krok w jego stronę, między nami panowało dziwne napięcie. Granatowe oczy wpatrywały się we mnie, a moje były wlepione w jego. Zamiast wroga widziałam w nim kogoś komu bez problemu mogłabym powierzyć własne życie.
- Nie powinieneś za nimi iść ? – spytałam cicho, uświadamiając sobie, że wcale nie chcę aby mnie opuszczał, czułam przy tym dopiero co poznanym chłopaku poczucie bezpieczeństwa, którego tak bardzo mi brakowało przez długi czas.
- Nie, mam trochę więcej swobody niż inni, ponieważ mój ojciec generałem – skrzywił się na te słowa- Mogę Cię zapytać o Twoje imię ? – zapytał
- Amy – odparłam – A ty ? – spytałam go
- Jackson – odpowiedział i obdarzył mnie uśmiechem – Jesteś taka młoda, co ty tu robisz ? – zapytał, a mnie zalała fala wspomnień o wojnie, wszystko co straciłam powróciło nagle ze zdwojoną siłą, wezbrała we mnie fala uczuć, zalewająca mnie od stóp do głowy. Poczułam, że moje oczy robią się mokre i nawet nie wiem kiedy po moich policzkach zaczęły spływać łzy, których tak długo oczekiwałam. Łzy, którymi nie potrafiłam opłakać całej utraconej przeze mnie rodziny, ani nikogo innego. – Przepraszam - odparł szybko, widząc moją reakcję - Nie chciałem – dopowiedział i przybliżył się do mnie otulając swoimi silnie umięśnionymi ramionami. Nie wiem, jak to możliwe, ale w ramionach tego nieznajomego mężczyzny czułam się bezpieczniej niż gdziekolwiek indziej. Po moich policzkach zaczęły swobodnie płynąć łzy. Płakałam w ramionach nieznajomego, który w każdej chwili mógłby zadźgać mnie nożem.
- Wybacz mi za moją reakcję – odparłam szepcząc w jego tors – Nie potrafiłam opłakać całej swojej straconej rodziny przez wszystkie lata. Moje serce było niby wykute z kamienia. Nie wzruszało mnie kompletnie nic. A teraz zalała mnie fala wszystkiego czego nie odczuwałam przez tak długi okres – wytłumaczyłam
- Wierz mi, ja też nigdy nie chciałem wojny, zawsze byłem jej przeciwny – wyszeptał
- To czemu masz taką, a nie inną pracę ? – zapytałam chyba z lekkim wyrzutem odsuwając się od niego i wycierając oczy
- Ojciec mi kazał – powiedział i obdarzył mnie smutnym uśmiechem – Zawsze chciałem potoczyć swoje życie inaczej, chciałem byś kimś innym, a teraz okazuje się, że będę generałem. Który wydaje rozkazy skazując na śmierć niewinnych.  – odparł z obrzydzeniem jakby do samego siebie, za funkcję którą będzie musiał pełnić.
- Może wojna minie do tamtego czasu – powiedziałam pocieszającym tonem uśmiechając się do niego.
- Jesteś taka młoda…Ile masz lat ? – zapytał się, wlepiając we mnie swoje przepiękne oczy
- 16, jutro skończę – odparłam i obdarzyłam go uśmiechem i dostrzegłam na jego twarzy rozbawienie – A ty ile ? – zapytałam trochę niepewnie
- 20, jutro skończę – powiedział, uśmiechając się do mnie – Przypadek ? – zapytał
- Nie sądzę – odparłam i zachichotałam. Wtedy uświadomiłam sobie, że nie jesteśmy sami. Za moimi plecami w krzakach rozległ się cichy szelest, odruchowo zacisnęłam dłoń na rękojeści noża. Wyszarpując go z pochwy płynnie odwróciłam się w stronę hałasu. Kątem oka zauważyłam, że Jackson chwyta do ręki karabin i go ładuje. – Ciekawe co by zrobił gdyby to byli jego kompani ? – przeszła mi przez głowę myśl. Ale szybko skupiłam się na sytuacji ponieważ szelesty stawały się coraz wyraźniejsze, a po chwili przede mną stanęli moi przyjaciele.
-Amy…- zaczęła wystraszona Juliet
- Przepraszam – odparłam – Nie wiedziałam, że to wy – dodałam
- Ty sobie tutaj miło gawędzisz, a my przez pół godziny siedzimy na drzewach – powiedziała z wyrzutem Alex piorunując mnie wzrokiem
- Wybaczcie swojej przyjaciółce, to nie ona zaczęła rozmowę tylko ja – odparł miękko Jackson zwracając się do moich przyjaciół, a Ci jakby dopiero co go zauważyli spojrzeli na niego zdziwieni
- A ty coś za jeden ? – zapytała ostro Alex wlepiając w niego swoje bojowe spojrzenie
- Jestem Jackson – odparł spokojnie, jakby nie zwracając uwagi na jej wrogi ton
- Jesteś żołnierzem. – To nie było pytanie, tylko twierdzenie. – Choć Amy, pewnie zaraz zawoła resztę straży i wpadniemy jak śliwki w kompot. Im się nie ufa – dodał Dan spoglądając na niego spod przymkniętych oczu.
- On jest inny…- zaczęłam, ale Dan szarpnął mnie za rękę w swoją stronę, na co ja odruchowo się wyrwałam i odskoczyłam do tylu wpadając wprost na Jacksona. Za późno uświadomiłam sobie, że w ręcę nadal zaciskam nóż. Momentalnie poczułam jak jego ostrze wbija się w skórę chłopaka. Szybko odwróciłam się w jego stronę – Przepraszam – szepnęłam
- Nic się nie stało – powiedział z uśmiechem i jakby delikatnie próbował schować swoją rękę
- Krwawisz – szepnęła dostrzegłszy stróżki czerwonej cieszy spływające z rany. Momentalnie chwyciłam go za dłoń. Poczułam delikatne mrowienie na swoich opuszkach, w miejscu gdzie dotknęłam jego skóry. Zdziwiła mnie jego reakcja, kiedy wyrwał mi swoją rękę i schował ją za plecami
- Nic mi nie jest – odparł chłodno
-Pokarz mi – rozkazałam i złapałam go za rękę
- Zostaw mnie ! – krzyknął i wyrwał się z uścisku mojej ręki. Zdążyłam dostrzec, że zamiast rany na jego nadgarstku znajduje się świeża blado różowa blizna. Odskoczyłam jak oparzona od niego i oddaliłam się parę kroków nie spuszczając go z oczu. – Nie odchodź ! W pobliskiej miejscowości, Raderford, znajduje się odział wyzwoleńców. Udajcie się tam, a znajdziecie schronienie – zwrócił się do nas szybko, ale ja nie słuchałam tego co do mnie mówił. Bardziej przeraziło mnie to co zobaczyłam.
- Idziemy – szepnęłam do moich towarzyszy i ruszyłam truchtem, kiedy pokonałam około 20 metrów, nagle się odwróciłam. Dostrzegłam, że chłopak, stoi w tym samym miejscu, tylko tym razem zamiast maski chłodu na jego twarzy maluje się ból. Przez chwilę myślałam, że to z powodu cięcia, które mu zadałam, później uświadomiłam sobie, że jest to uczucie psychiczne. Widziałam, że chyba było mu przykro. Nie zwlekając dłużej ruszyłam szybciej przez las. Nie oglądałam się czy moi przyjaciele podążają za mną. Po raz pierwszy od dawnego czasu czułam mnóstwo uczuć ogarniające moje serce. Na skutek gniewu bardziej przyśpieszyłam. Biegłam praktycznie sprintem nie odczuwając żadnego zmęczenia.  – Pewnie przez adrenalinę– przeszła mi przez głowę szybka myśl. Jak to możliwe ? – pytałam sama siebie. Nie dość, że dzisiaj odkryłam, że coś jest ze mną nie tak. To jeszcze pierwszy chłopak, który mi się spodobał ma to samo, starając się to ukryć przede mną.
-Amy… ! – moje rozmyślania przerwał krzyk Juliet dochodzący zza moich pleców. Szybko przystanęłam i zauważyłam, że moi przyjaciele są daleko za mną. Ruszyłam sprintem w ich stronę. Przedzierałam się przez zieloną gęstwinę w szybkim tępię. Bieg sprawiał mi ogromną przyjemność, natomiast dostrzegłam, że moi towarzysze nie podzielają mojego zdania co do biegania. Uśmiechnęłam się na widok czerwonego Dana, klęczącego na ziemi i próbującego złapać oddech.
 - Pogięło Cię ?  - spytała Alex z wyrzutem z trudem oddychając
- Sorry – powiedziałam znużona ich zmęczeniem – Możemy tu chwilę odpocząć, z tego co widzę zbliżamy się pomału do gór Kolynierów. Posiedzimy tu godzinkę lub dwie, aż będzie południe. Później ruszymy w góry, a tam skryjemy się na stałe. – odparłam -  Jeździłam tu kiedy byłam mała. Słyszałam dużo opowieści o górskich jaskiniach. Podobno niektóre z nich są bardzo duże i trudne do odkrycia. Kiedyś miałam skrytkę w jednej z nich, zawsze chowałam tam łuk i strzały – dodałam zauważając, że trójka znajomych przygląda mi się ze zdziwieniem
- Mało kiedy wspominasz dzieciństwo – spojrzała podejrzawczo Alex marszcząc swoje czarne brwi
- Wiem – powiedziałam i podeszłam w stronę wysokiego drzewa – Wejdę na nie i spróbuję zobaczyć , czy nikt nas nie śledzi – odparłam i zaczęłam wspinać się na drzewo. Szybko podciągnęłam się rękami wspinając jednocześnie na wyższą gałąź, powtórzyłam czynność parę razy, aż znalazłam się na szczycie korony drzewa, weszłam na cienką gałąź i wychyliłam głowę z pomiędzy liści. Moją twarz smagnęły przyjemne promienie słońca. Odrzuciłam włosy do tyłu i przez chwilę rozkoszowałam się uczuciem ciepła przepełniającym moje ciało. W pewnym momencie otworzyłam oczy i  przejechałam wzrokiem po pobliskiej roślinności. Wszędzie otaczały nas drzewa. Okazało się , że miejsce w którym się znajdujemy nie jest równiną tylko pagórkiem. Bardzo daleko po swojej lewej stronie dostrzegłam zgliszcza spalonej wioski. Momentalnie odwróciłam wzrok ponieważ uświadomiłam sobie, że do dzisiaj to było miejsce naszego zamieszkania. Nie chciałam myśleć o dzisiejszym dniu, który napełnił mnie tak obfitą pełnią wrażeń, odsunęłam od siebie wszystkie wspomnienia i spojrzałam na północ. W miejsce gdzie zmierzaliśmy. Na horyzoncie zarysowały się delikatne kontury gór. Widziałam, że ich szczyty były skaliste, natomiast zbocza gładkie i pełne polan.
- Niedobrze – szepnęłam sama do siebie, ponieważ uświadomiłam sobie, że na takich równinach będzie nas bardzo łatwo dostrzec. Schowałam głowę z powrotem w cień. Usiadłam na trochę grubszej gałęzi i spróbowałam się zrelaksować. Wyciszyć wszystkie targające mną emocje. W końcu z własnej ciekawości zaczęłam oglądać skórę na swoim lewym ramieniu i wyjęłam nóż. Przetarłam go skrawkiem czystej części mojej bluzki i zbliżyłam do lewej ręki. Poczułam chłód metalu na swoim ciele. – Najwyżej będziesz musiała zejść na ziemie, żeby się opatrzyć – pomyślałam, a ciekawość sama pchnęła moją dłoń, w której zaciskałam nóż. Poczułam jak ostrze przenika moją skórę. Wyjęłam nóż z ręki i zobaczyłam strumienie krwi spływające po niej. Odczułam delikatne pieczenie, które później zaczęło się przemieniać w swędzenie. Cały czas patrzyłam na ranę, która sama powstrzymała krew i zasklepiła się.  Po chwili pojawiła się na jej miejscu różowa blizna. Patrzyłam w osłupieniu na swoją rękę całkowicie nic nie rozumiejąc. To było niesamowite. Zdążyło mi się przemknąć przez myśl.  Na moich ustach zawitał niepewny uśmiech. Byłam świadoma swojego nadzwyczaj dobrego nastroju. Zaczęłam się pomału zsuwać z drzewa na ziemię. Kiedy moje stopy dotknęły twardego podłoża ruszyłam w stronę małych jagodzianek, które dostrzegłam.



CZYTAJCIE, KOMENTUJCIE :)

PISZCIE CO SĄDZICIE,

COKOLWIEK TYLKO BYM WIEDZIAŁA, ŻE KTOŚ TU JEST ^^
Początki bywają nudne, trudne, ale jednak są potrzebne :D

Wchodząc na mój blog wielu z Was zadaje sobie pytanie: "Co to jest?" 
A mianowicie ja mam na nie odpowiedź ! - TO (czyli mój pierwszy, nowy blog) jest miejscem gdzie będę pisała własną książkę, próbowałam pisać różnego rodzaju opowiadania wiele razy, ale często kończyło się to na słomianym zapale, nie będę mówiła nic o sobie, bo jestem tu po to, aby opowiedzieć Wam nie swoją historię, ale kogoś innego. postaci, którą kreowałam w swojej głowie od dłuższego czasu, mam szczerą nadzieję, że polubicie ją i jej przyjaciół równie mocno jak ja :) Książka jak się pewnie domyślacie będzie nosiła tytuł : "Uzdolnieni" - a czemu ? - Tego się dowiedzie czytając mojego bloga ! :D
Pierwszy rozdział będzie po części prologiem całej "książki", którą będę tworzyła, czekam z nadzieją na przypływ komentarzy i obserwatorów, a także osób, które powiedzą czasem słowo krytyki lub pochwały... 


KOMENTOWAĆ, UDOSTĘPNIAĆ I CO TAM JESZCZE MOŻNA TYLKO ROBIĆ :D !

Miłego czytania.